Wakacyjna misja na koloniach w Koszycach Małych
Posiłki przy wspólnym stole, Msza Święta okraszona brzmieniem instrumentów dętych, mierzenie się z problemami misjonarzy podczas katechez oraz budowanie relacji w międzynarodowym stylu – tak w kilku słowach można opisać „Wakacje z misjami i językami”, które odbyły się w sierpniu w Koszycach Małych.
W niedzielę 15 sierpnia koło godziny 16:00 w domu rekolekcyjnym księży sercanów w Koszycach Małych zaczęło robić się tłoczno i gwarno. Po dwuletniej przerwie pojawili się rodzice i uczestnicy kolonii „Wakacje z misjami i językami”, które od 2014 roku rokrocznie odbywały się pod Tarnowem. Długa przerwa spowodowana covidowymi reperkusjami przyniosła jeszcze więcej radości ze spotkania dzieci i młodzieży – uczestników naszego tygodniowego turnusu.
Słowacja, Chiny, Japonia czy Mikronezja – na wejściu przy recepcji dzieci wybrały karteczki z państwami, które podobały im się najbardziej. Ta aktywność była zapowiedzią tego, co miało ich spotkać później, czyli pierwszego zderzenia z międzykulturowością. Wieczorem po wspólnej Eucharystii spotkaliśmy się po raz pierwszy na wspólnej zabawie i zrealizowaliśmy dwie ważne misje: bezpieczeństwo i współpraca. Na chwilę trafiliśmy do odległych zakątków świata – okazało się, że przedstawiciele różnych krajów to samo słowo rozumieją w inny sposób. Wyzwań było jednak więcej – uczestnicy zastanawiali się, jak przy użyciu jajka, słomek, papieru i balonów zbudować konstrukcję, która pozwoli nam się spotkać w jednym miejscu i przetrwa trudne warunki podróży. Zawitała do nas nawet Jajecznica! Na szczęście to tylko nazwa jednej z naszych konstrukcji. W towarzystwie wielu emocji wszyscy ukończyliśmy „misję-bezpieczeństwo”.
Kolejny etap to prezentacja rodzinnych miejscowości. Mogliśmy posłuchać o tym, kim jesteśmy, skąd pochodzimy i co warto odwiedzić podczas wizytacji w naszych miastach, wioskach i miasteczkach. Okazało się, że wcale nam do siebie nie tak daleko, a większość naszej 28-osobowej kolonii mieszka na co dzień na południu Polski (przy okazji – północ pozdrawia południe :)). Po krótkim teście na współpracę i zapoznaniem z regulaminem wszyscy spokojnie mogli położyć się do swoich łóżek… Chociaż, jak się okazało, po tak emocjonującym dniu nie było łatwo zasnąć. Na szczęście obyło się bez kołysanek, za to nie zabrakło wspólnie śpiewanej piosenki.
Poniedziałek, tak jak każdy kolejny dzień rozpoczęliśmy wspólną modlitwą i poranną rozgrzewką. Wystartowaliśmy też z realizacją zadań grup porządkowych – nie tylko mówiliśmy o tym, co znaczy służyć (taki był temat naszej pierwszej katechezy), ale również realizowaliśmy to w praktyce. Od pierwszego dnia uczestnicy byli podzieleni na grupy: porządkową, logistyczną i liturgiczną. W zgranych zespołach codziennie każdy z nich realizował inne zadania: przygotowywanie jadalni na posiłki, oprawa liturgiczna Mszy Świętej czy przygotowanie przestrzeni do kolejnych punktów programu. Praca na rzecz siebie nawzajem owocowała w nowe pomysły na kolejne dni – ale o tym nieco później. Pierwsze spotkania na katechezach i lekcjach języka angielskiego w dwóch grupach to nauka modlitwy „Ojcze nasz” w angielskim wydaniu, której przewodniczyła siostra Kasia Rugała ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi.
Kolejnym punktem dnia było zderzenie z rzeczywistością dzieci na Filipinach i pierwsza próba odpowiedzi na pytania: Co możemy zrobić w takiej sytuacji? Czy mamy sprawczość w tej sprawie? Po wspólnym obiedzie, korzystając z ostatnich przebłysków słońca na najbliższe dni, wyruszyliśmy na basen do Tarnowa. Tak, to była podróż i prawdziwy sprawdzian cierpliwości i wytrwałości. Okazało się, że komunikacja podmiejska w Tarnowie nie funkcjonuje tak, jak się spodziewaliśmy. Jednak czekając na spóźniające się autobusy czy szukając właściwego przystanku okazało się jednak okazją do odkopania pokładów kreatywności. Chociaż okazało się, że niewielu z nas lubi pielgrzymowanie, to ma w zapasie masę pomysłów na wspólne śpiewy i zabawy, które sprawiają, że minuty zaczynają biec szybciej. Poniedziałek minął więc pod znakiem nowych doświadczeń.
Dzień dobry we wtorek brzmiał: здрaвствуйте [zdrastwujtie]. Jesteście ciekawi dlaczego? Ten, kto chociaż raz był na Wschodzie podejrzewa pewnie, skąd ten zwrot. Przewodnikiem podróży po Naddniestrzu, czyli krainie, którą niewielu nazywa państwem (odrębnym od Mołdawii) był jeden z naszych wychowawców – Ivan Asauleac, kleryk ze Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusowego. Zanim wyruszyliśmy na Wschód, zadaliśmy sobie pytanie: Czy ja też mogę być misjonarzem? Doszliśmy do wniosku, że choć misjonarz ma wiele cech, spora część z nich jest (bądź może stać się) również naszym udziałem. Deszczowe popołudnie nie zaszkodziło nam w podróży. Grupę odwiedził Vasil – mieszkaniec Naddniestrza, który poprosił nas, abyśmy pomogli mu przedostać się do jego kraju. Utrudnieniem było to, że porozumiewał się tylko w języku rosyjskim (na szczęście znaleźliśmy pośród nas tłumacza – ufff). Po wielu pytaniach zadanych naszemu gościowi rozpoczęliśmy proces poznawania jego kraju nieco bliżej. Wspólny taniec integracyjny z nutą dalekowschodnią pomógł nam wcielić się w rolę sąsiadów Vasila.
Okazało się, że nie tylko możemy mu pomóc przedostać się za granicę, ale również sami mamy szansę pojechać tam razem z nim. Nadszedł więc czas na punkt paszportowy i próbę przemycenia tego, czego w kraju komunistycznym nie chcą uznać: różaniec, Biblia, gotówka czy… flaming. Spore wyzwanie, ale co to dla nas? Po różnych ustaleniach podzieliliśmy się na zespoły, przemyśleliśmy strategię i łamaną rysyczyzną próbowaliśmy przekonać strażnika do przepuszczenia nas przez granicę. Strażnik, choć wymagający, dał się jednak urobić przez naszą młodzież. Każdy z uczestników otrzymał paszport i pierwszą pieczątkę – wspólnie przekroczyliśmy granicę Naddniestrza. Na naszym lotnisku znalazła się również pewna бабушка (babcia) z chustą na głowie, która częstowała oczekujących na podróż świeżymi drożdżówkami. Podróż okazała się być smaczna i bardzo ubogacająca. Спасибо (Dziękujemy) Ivan i бабушка Kasia.
W środę, czyli na półmetku wspólnej drogi, ubogaceni doświadczeniami pierwszych dni postanowiliśmy zderzyć się z kolejną trudną rzeczywistością misyjną. Tym razem przyszedł czas na Afrykę, a w szczególności Czad, Kenię i Tanzanię. Dzień rozpoczęliśmy lekcją języka angielskiego, gdzie dowiedzieliśmy się wielu ciekawostek o Tanzanii. Było to spotkanie muzyczne – nie zabrakło więc wspólnego śpiewu. Podczas katechez po raz pierwszy realnie weszliśmy “w buty misjonarza”. Poruszeni historiami Księdza Mariana Wenty SCJ dotyczących trudów, z jakimi się zmaga podczas pracy misyjnej przystąpiliśmy do projektowania rozwiązań problemów, z którymi misjonarz boryka się na co dzień. Projekty studni i szkół zachwyciły nie tylko prowadzących i mamy nadzieję, że wzruszą również księdza Mariana.
Karibu! (dzień dobry, witaj w moim domu). Asante (dziękuję, miło mi). Podczas tego dnia słowa w języku suahili otaczały nas zewsząd. W kuchni, jadalni, na sali ćwiczeniowej – były z nami podczas każdej aktywności. To nam jednak nie wystarczyło. Po obiedzie na świeżym powietrzu postanowiliśmy przejść proces inicjacji, czyli przejścia etapów dojrzałości w kulturze masajskiej. Taniec Masajski rozpoczął olimpiadę. Wtedy przyszedł czas na pierwsze zadanie. Czym bawią się dzieci w Afryce? Są to zazwyczaj proste rzeczy znalezione na drodze – druty, puszki, zakrętki od butelek. Tutaj nikt nikt nie czeka na nowe klocki Lego – tutaj rządzi kreatywność. Zagościła również u nas!
Udało nam się przejść do etapu en-tito, czyli dziewczynka starsza. W Afryce to kobiety i dzieci przynoszą wodę dla całej rodziny, często ze studni oddalonej o kilka kilometrów. Wiążą na głowie chitengę (czyli afrykański materiał w charakterystyczne wzory), na niej stawiają miskę i w drogę. Odważne uczestniczki sprawdziły się w tej roli. Nie tylko pięknie prezentowały się w tanzańskiej chitendze, ale też podjęły wyzwanie trasy z miską na głowie pomimo przeszkód. Spotkanie z Afryką zakończyła opowieść o Czadzie księdza Piotra Chmieleckiego SCJ, pomysłodawcy projektu „Zbieramto”. Żywe reagowanie na zdjęcia z misyjnej podróży i zadziwienie na widok tego, jak wyglądała prawdziwa afrykańska rzeczywistość wskazywały na jedno – misja „podróż do Afryki” wykonana. Na koniec dnia postanowiliśmy pobawić się wspólnie i potańczyć w rytm hitów tanecznych.
Czwartek rozpoczęliśmy wycieczką do Ciężkowic. Skalne Miasto położone nieopodal Tarnowa owiane było legendami i tajemnicami, które zdradzał towarzyszący nam przewodnik. Nie mieliśmy dla niego litości. Byliśmy bardzo ciekawscy, zadawaliśmy wiele pytań i mieliśmy wiele do powiedzenia. Nic dziwnego, bo miejsce było naprawdę warte uwagi! Wędrówka była długa i intensywna. Jak się okazało Skalne Miasto skrywa nie tylko 10 legendarnych skał, ale również wodospad, a w położonym nieopodal Muzeum Przyrodniczym w Tarnowie Krystyna Czubówna zdradza historię zamieszkujących okoliczną miejscowość zwierząt. Napełnieni wiedzą i przyrodą, powróciliśmy do naszego domu rekolekcyjnego. W ramach poobiedniego odpoczynku zagraliśmy mecz piłki nożnej (w tym miejscu zaznaczyć trzeba historyczną chwilę strzelenia gola przez siostrę Kasię, która w ten sposób zdobyła serca wszystkich przedstawicieli płci męskiej!). Podsumowaniem tego dnia było ognisko, które zawsze wprowadza w atmosferę bliskości i łamie wszystkie lody. Wspólne przygotowywania, pieczenie kiełbasek i śpiewy przy ognisku – to wszystko sprawiło, że ostatnie lody zostały przełamane.
Te quiero, czyli kocham cię po hiszpańsku. Piątek to spotkanie z kolejnym krajem misyjnym, tym razem z Ameryki Południowej – Boliwią. Nasz dzień rozpoczęliśmy spotkaniem z księdzem Tomaszem Fajtem, który wprowadził nas w swój świat misyjny w Boliwii. Były dźwięki, obrazy, ciekawostki, pytania. Każdy z uczestników zapamiętał (sprawdzaliśmy później), że najpowszechniejszym zwierzęciem zjadanym w Boliwii jest krowa. Po obiedzie przyszedł czas na kolejną wizytę na basenie, czyli relaks dla ciała. Relaksem dla duszy była z kolei adoracja Najświętszego Sakramentu. Wieczorem przyszedł czas na rozstanie z siostrą Kasią Rugałą, która opuszczała już nasze kolonie. Dla wielu uczestników był to najtrudniejszy moment podczas całego pobytu. Były łzy, uściski, zapewnienia o tęsknocie i duuużo przytulasów. Na uczczenie naszego ostatniego wieczoru wspólnie obejrzeliśmy film i powoli zaczęliśmy oswajać się z myślą, że nasz wyjazd dobiega końca.
I ostatni dzień – sobota. Rozpoczęliśmy jak zawsze modlitwą (wspólną pieśnią w języku angielskim), po której przyszedł czas na posłanie misyjne. Każdy z uczestników otrzymał krzyżyk sercański i zaproszenie do tego, żeby dalej służyć i iść za głosem misyjnego doświadczenia z kolonii. Niepostrzeżenie zaczęło pojawiać się słowo ostatni: ostatni posiłek, ostatni mecz, ostatnia zabawa (dziewczyny robiły wachlarze, podczas gdy męska część ekipy grała w piłkę), ostatnie zdjęcia, ostatnie listy wpisywane do naszej wewnętrznej poczty, ostatnie płomienne kazanie księdza Piotra. Ostatnie, ale tak naprawdę za rok może być znowu pierwsze.
Kamila Łazicka